Przesłuchanie Marka Zuckerberga w sprawie afery Facebook-Cambridge Analytica
Spis treści:
Mark Zuckerberg, założyciel, prezes i CEO największej platformy społecznościowej stawił się przedwczoraj na przesłuchaniu przed Komisją Senacką w głośnej sprawie skandalu Facebook-Cambridge Analytica, po ujawnieniu której na Facebook spadła ogromna krytyka ze strony klientów, reklamodawców, a wreszcie również kongresmenów.
Skandal Facebook-Cambridge Analytica
Co właściwie się stało i dlaczego budzi to takie emocje? Aby w pełni zrozumieć z czego obecnie musi tłumaczyć się Mark Zuckerberg przed Senackimi Komisjami Handlu i Sprawiedliwości, należy spojrzeć na błędy przeszłości.
Open Graph
Podłoże skandalu sięga roku 2010. Wówczas Facebook udostępnił dla developerów platformę Open Graph umożliwiającą ich zewnętrznym aplikacjom sięgać po dużą część prywatnych danych użytkowników, jeśli tylko Ci kliknęli odpowiednią zgodę. Któż oprze się kliknięciu 'Tak’ w okienku, za którym już czekają memy z kotami czy quiz, który powie Ci, jaką księżniczką Disneya jesteś?
Aplikacja zewnętrzna może uzyskać dostęp do takich danych użytkownika jak imię i nazwisko, płeć, adres, data urodzenia, wykształcenie, preferencje polityczne i religijne, status związku, informacje o upodobaniach i tym podobne. Przy udzieleniu dodatkowego pozwolenia, o które aplikacje korzystające z Open Graph mogły prosić, zewnętrzne podmioty miały możliwość dostać się nawet do treści prywatnych wiadomości użytkowników. Co gorsza, aplikacje mogły przy uzyskaniu zgody jednego użytkownika zbierać również dane o jego znajomych.
Aplikacja Thisisyourdigitallife
W 2013, korzystając z dobrodziejstw Open Graph, firma Global Science Research prowadzona przez Aleksandra Kogana, naukowca z Cambridge, stworzyła aplikację 'thisisyourdigitallife’, w której użytkownicy odpowiadali na pytania pozwalające budować szczegółowy profil psychologiczny w zamian za obietnicę pieniężnej gratyfikacji. Prawie 300 tysięcy użytkowników dało się złapać na tę przynętę, oddając w ręce GSR nie tylko osobiste dane swoje i swoich znajomych, ale także swoje profile psychologiczne.
W 2014 Facebook zmienił zasady, aby zmniejszyć dostęp zewnętrznych firm do danych użytkowników. Główną zmianą było uniemożliwienie zbierania danych o znajomych użytkownika bez uzyskania zgody. Oczywiście wszelkie zmiany nie wpłynęły na dane zgromadzone w tym czasie przez zespół Kogana.
Śledztwo The Guardian
W 2015 dziennikarze The Guardian ujawniają, że dane zgromadzone przez Global Science Research Kogana zostały, na zlecenie sztabu wyborczego republikańskiego kandydata na prezydenta Teda Cruza, wykorzystane przez ich satelicką firmę Cambridge Analytica do prowadzenia zaawansowanej kampanii reklamowej dla celów wyborczych. Nie wystarczyło to Cruzowi do pokonania Donalda Trumpa w prawyborach, dlatego przekazał mu swoje poparcie i 'know-how’ Cambridge Analytica. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że firma jest 'finansowo wspierana’ przez Roberta Mercera, wpływowego biznesmena i jednego z najhojniejszych darczyńców Partii Republikańskiej.
W odpowiedzi Facebook zbanował aplikację Kogana i Cambridge Analytica. Prawnicy korporacji wystosowali środki prawne by wymóc na CA usunięcie 'nieprawidłowo pozyskanych’ danych i uzyskali podobno satysfakcjonujące potwierdzenie faktu, że tak się stało.
Kampania prezydencka na Facebook
W 2016 sztab wyborczy Donalda Trumpa planując strategię dla mediów społecznościowych ponownie zwraca się do Cambridge Analytica. W marcu 2017 jeden z byłych pracowników CA, Christopher Wylie, podobno dręczony wyrzutami sumienia i rozżalony arogancją szefostwa, wypowiedział się dla The Guardian i The New York Times na temat tego jak działa firma.
W pierwotnych doniesieniach mowa była o przetrzymywaniu prywatnych informacji z ponad 50 milionów kont, jednak dziś wiemy, że problem dotyczył nawet 87 milionów użytkowników. Ich prywatne dane zostały wykorzystane do “mikrotargetowania behawioralnego”, czyli prowadzenia agresywnej psychologicznie celowanej kampanii wyborczej, odwołującej się według Wylie’go do „reakcji impulsywnych i niskich instynktów”.
Sprawie przygląda się rząd
20 marca 2018 Federalna Komisja Handlu rozpoczęła śledztwo związane z naruszeniem przez Facebook ustaleń w sprawie kontroli prywatności użytkowników. Już następnego dnia Mark Zuckerberg w obszernym poście na FB starał się nieco oczyścić atmosferę. „To było złamanie zaufania pomiędzy Koganem i Cambridge Analytica a Facebookiem” pisał, zapowiadając jednocześnie skrupulatne audyty wszystkich aplikacji uzyskujących prywatne dane użytkowników oraz restrykcje w dostępie do tych danych dla deweloperów. Treść oświadczenia spotkała się z mieszanymi reakcjami, jednak zarówno obrońcy, jak i krytycy największego medium społecznościowego, byli zgodni, że Zuckerberg zbyt długo zwlekał z wypowiedziami i działaniami. Przypomnijmy, że już rok wcześniej opinia publiczna dowiedziała się, że wbrew ustaleniom z 2015 dane zebrane przez Cambridge Analytics nie zostały skasowane. Nie pomogła nawet kampania reklamowa w najpoczytniejszych amerykańskich i brytyjskich dziennikach, w której CEO Facebooka przepraszał za zaistniałą sytuację.
Przesłuchanie Marka Zuckerberga
Prezes Facebook odpowiadał przed połączonymi komisjami Handlu i Sprawiedliwości. Komentatorzy spotkania zgodni są co do tego, że przepytywany był znacznie lepiej przygotowany niż członkowie komisji. Powierzchowność zadawanych pytań wskazuje na nieznajomość sposobu w jaki działają media społecznościowe, brak niezbędnej do analizy tematu wiedzy, niezrozumienie problemu lub po prostu brak dociekliwości i woli jego wyjaśnienia.
Zuckerberg często po prostu powtarzał te same gładkie frazesy, które pojawiły się już w rozmaitych oświadczeniach. Starał się przekonać, że w tej sprawie nie ma już niczego więcej do ukrycia, że Facebook pokutuje już za swoje błędy przeznaczając ogromne nakłady finansowe na realizację planu poprawy bezpieczeństwa danych i audytowanie wszystkich aplikacji, które będą mogły uzyskiwać dostęp do prywatnych danych użytkowników.
Nie zostały zadane żadne trudne pytania, które odbijały się szerokim echem w mediach: Co Facebook zrobił by faktycznie sprawdzić, że dane zostały przez Cambridge Analytica usunięte w 2015? Czy korporacja trzymająca pieczę nad tak ogromną ilością wrażliwych danych może pozwolić sobie w swoim działaniu na „zaufanie”? Jak to możliwe, że Facebook nie wiedział o tym, jakimi danymi dysponuje CA, skoro pracownicy Facebooka i CA pracowali przy kampanii sieciowej Trumpa „ramię w ramię” w biurze sztabu wyborczego w San Antonio? Co z danymi, które mogły w podobny sposób zgromadzić inne aplikacje? Czy Facebook próbował tuszować sprawę Cambridge Analytica?
Tych i podobnych pytań nie usłyszeliśmy podczas przesłuchania. Głównym elementem tego monotonnego show była blada, jednak spokojna twarz Marka Zuckerberga, który równie spokojnym, stonowanym głosem powtarzał mantry spisane przez sztab Public Relations. Specjaliści od wizerunku zadbali nawet o to, by postura szefa prezentowała się godnie za dużym senackim stołem, dostarczając mu odpowiednio wysoką poduszkę.
Wnioski z przesłuchania
Każdy z senatorów miał zaledwie kilka minut na rozmowę z przesłuchiwanym, co uniemożliwiało rozwinięcie dłuższych rozmów i powodowało przerwanie niektórych wątków w momencie, gdy mogło zrobić się ciekawie. Nikt nie przerywał Zuckerbergowi, gdy po raz kolejny bredził o “misji” i tym w co wierzy, a w co nie. Niektórzy z senatorów nie wykorzystywali nawet całego przeznaczonego im czasu.
Całość sprawiała wrażenie wyreżyserowanego przedstawienia, które ma zdjąć nieco presji z Zuckerberga i całej korporacji, odwrócić negatywny trend giełdowy – odkąd wybuchła afera Cambridge Analytica wartość akcji Facebook spadła o 22% (wciąż spada), a firma straciła setki miliardów dolarów.
Czy możliwe, że Senat USA dał młodemu milionerowi taryfę ulgową przez wzgląd na szczodre dotacje, jakimi Facebook obdarza dużą część polityków? Według raportu USA Today członkowie Komisji Sprawiedliwości na przestrzeni ostatniej dekady przyjęli od Facebook łącznie 235 tysięcy dolarów, zaś członkowie Komisji Handlu 369 tysięcy dolarów w rozmaitych dotacjach z funduszy Facebook bezpośrednio lub za pośrednictwem jego pracowników. Rzuca to chyba inne światło na przebieg i wogóle sens tego czterogodzinnego przesłuchania, szczególnie, jeśli porównamy je do przesłuchań Billa Gatesa, który w 1998 przez kilka dni tłumaczył, że Microsoft nie jest monopolistą.
Spośród nielicznych konkretów, które wyłowić można było z tego spektaklu, warto wspomnieć o tym, że Facebook wprowadza obostrzenia dla reklamodawców publikujących reklamy o charakterze politycznym, podwaja liczbę pracowników odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i moderację zawartości oraz współpracuje z komisją Roberta Muellera, która prowadzi śledztwo w sprawie nieprawidłowości w procesie wyborczym.
Czy dzięki temu spokojniej będziecie rozwiązywać facebookowy quiz o disneyowskich księżniczkach?
Pytanie brzmi, czy obecnie można obejść się w ogóle bez Facebooka.
Choć sam do nich nie należę, znam przynajmniej kilka aktywnych zawodowo i społecznie osób, które nie korzystają z dobrodziejstw Facebooka i żyją. Da się obejść.
Muszę powiedzieć, że nic nie słyszałem na temat tej afery. Swoją drogą nic też nie wiedziałem o tym, iż Facebook wprowadza obostrzenia dotyczące reklam mających charakter polityczny.