Legendy Google – Dzień z życia Larrego Page’a
Spis treści:
- W głowie utworzyłem cel do osiągnięcia: Siedziba Google w Mountain View
- Podświadomie wyznaczyłem kolejny cel: posprzątać garaż
- Znów zapisałem w pamięci cel do zrealizowania: Odzyskanie domeny google.com
- Ustawiłem cel do zrealizowania: Ośrodek w Indiach
- Podświadomie ustawiłem kolejny cel do zrealizowania: Naprawić nawigację w mapach
Na specjalnej konferencji kryzysowej miało miejsce spotkanie zarządu Google z założycielami firmy – Sergey’em Brin’em i Larrym Page’em.
– To było dla mnie zaskoczenie – mówi Larry. Otrzymałem wiadomość w środku nocy o wyjątkowej sytuacji. Pomyślałem, aby zorganizować konferencję przez Hangouts (hangouts.google.com). Śpiący podszedłem do Chromebooka, ale zdalna konferencja nie chciała działać. Próbowałem jeszcze użyć tableta i smartfona z androidem (android.com), ale też bez skutku. Przez oczy jak zapałki zobaczyłem na półce iPhona 6 i iPada Pro, ale stwierdziłem, że to tylko sen. Dodatkowo przez myśl przeszła mi nazwa Skype i Facebook, ale mój umysł w ciągu sekundy zadziałał, jak na niechcianą informację w Gmailu (mail.google.com). Ogarnął mnie przypływ dumy jak Vegete w Dragon Ball, stwierdzając, że jednak wolę wsiąść do samochodu i pojechać na spotkanie do siedziby w Mountain View na 1600 Amphitheatre Parkway, niż używać dziwnych urządzeń do porozumiewania się.
W głowie utworzyłem cel do osiągnięcia: Siedziba Google w Mountain View
Pomyślałem jeszcze o komunikacji miejskiej, ale zdałem sobie sprawę, że nie mam doładowanej sieciówki. W podziemnym garażu jak u Tonego Starka, gdzie stało kilka modeli aut, między innymi Arrinera Hussarya, Leopard, Teasla Model X, Jaguar C-X75, Aston Martin DB10, Lamborghini Aventador zastanawiałem się, czy wybrać Toyotę Prius z zamontowanym aparatem 360 stopni na dachu do fotografowania otoczenia. Pomyślałem, że przy okazji zrobię coś pożytecznego. Pstryknę kilka fotek i dodam aktualizację trasy do Google Maps (maps.google.pl). Przypomniałem sobie, że jedna z maszyn ma w schowku zegarek SmartWath (android.com/wear). Potrzebowałem go do prozaicznej czynności, ustawienia budzika, ale nie mogłem go znaleźć. Na szczęście z pomocą przyszedł droid BB-8. Pewnie zostawili go stażyści Rey i Finn. Droid wyświetlił holograficzny komunikat mówiący – „… znajdź Sokoła Millenium…”. Kojarzyłem tylko Windows Millenium. BB-8 przeskanował całe otoczenie i wskazał mi stojącą w kącie kupę złomu. Na obudowie był napis „Sokół Millenium”. Sam nie wiem, jak mogłem go przeoczyć.
Podświadomie wyznaczyłem kolejny cel: posprzątać garaż
Najważniejsze, że w nim znalazłem zegarek. Niechcący, przypadkiem włączyłem Endomondo (endomondo.com), lecz to niebyła pora na bieganie.
Ponieważ byłem bardzo śpiący, w ostateczności wybrałem testowy model autonomiczny, który sam zawiózł mnie na miejsce. Co ciekawe on też miał zamontowany aparat na dachu. Zdziwiło mnie, że są to kamery GoPro Heros (360heros.com). Trudno. Pomyślałem i wsiadłem. Z jakiegoś powodu nawigacja miała polskiego lektora. Nic nie rozumiałem z tego języka. Chciałem Jimm’iego Fallon’a, a był Tomasz Knapik.
Byłem śpiący, więc zacząłem liczyć barany 1,2,3,4…5…8…2016… Później zorientowałem się, że aparat zrobił kilka zdjęć i umieścił je w Google Street View.
W aucie zdążyłem tylko wysłać SMS o spotkaniu do Sergey’a. Domyśliłem się, że Brin zawsze nosi swoje okulary Google Glass, więc na pewno otrzyma wiadomość. Z jakiegoś powodu auto poprowadziło mnie obok domu Stev’a Jobsa w Palo Alto na 2101 Waverley Street CA 94301.
Gdy czekałem na wiadomość od Sergeya, zamówiłem kakao w Starbucks Drivie. Nie widziałem, że będzie otwarty tak wcześnie. Przy okazji tutaj też dotarło szaleństwo pączków z Chicago, więc zabrałem kilka. Po dłuższym zastanowieniu pomyślałem, że można z tego zrobić małe święto. Otworzyłem kalendarz. W moim terminarzu znalazłem jedyną wolną rubrykę pod czwartkiem. Postanowiłem, że przynajmniej raz w roku, na początku lutego, będziemy jeść pączki. Zapisałem to i pojechałem dalej.
W aucie odczytałem wiadomość. Sergey odpisał, że jest w drodze na spotkanie i spóźni się kilka minut. Właśnie wraca z konferencji NASA w Tokio i leci testowym wahadłowcem SpaceX Falcon 9 razem z Elonem Muskiem i Sandrą Bullock. Mają przechwycić Matta Damona, bo utknął na Marsie. Matt miał ten sam problem. Też nie mógł utworzyć konferencji przez Hangouts. Dało się odczuć, że Sergey był wyraźnie zadowolony z lotu. Doświadczeni piloci wahadłowca kapitan James Tiberius Kirk i drugi oficer Han Solo wiedzieli, co robią. Kirk po drodze postanowił wstąpić po swojego przyjaciela Spocka, który poszukiwał dziewczyny na Wolkanie, planecie między Namek a Pandorą. Potrzebował jego pomocy przy naprawie swojego statku U.S.S Enterprise. Zrozumiałem, że musieli nadłożyć drogi, aby dotrzeć do Marsa. To stąd wynikało kilkuminutowe opóźnienie Sergeya.
Przynajmniej miałem pewność, że Sergey dotrze na spotkanie. P.S. Larry zajmij mi miejsce obok Ciebie. Wiedziałem, że żartuje – pomyślałem, spoglądając na „Pyrlandię” ziemniaczaną sałatkę w promocji za 1,99 $ kupioną za dolce uzyskane z AdSensa. Wziąłem ją z myślą o Mattcie Damonie. Na Marsie musiał zgłodnieć.
Przebudziłem się w aucie, zanim dotarłem na miejsce spotkania. Spoglądając przez szybę, zauważyłem jak stażyści Rey, Finn, Fitz i Simmons, jadą na googlowych rowerach w dziwnych T-shirtach.
Było dość wcześnie rano. Myślałem, że dotarłem do siedziby jako pierwszy. Pamiętałem, że jak ostatnio wpisałem nieprawidłową captche do alarmu, zjechało się sporo ochroniarzy. Nie miałem przepustki. Na szczęście do środka wpuścił mnie robot protokolarny C-3PO. Zabezpieczenia biometryczne zeskanowały siatkówkę oka oraz układ żył w całym moim ciele. Wszedłem.
Przed spotkaniem musiałem się przebrać. Jak wstałem z łóżka, tak wyszedłem. Całą noc jeździłem w szlafroku i klapkach. Na szczęście noce są ciepłe. Miałem do wyboru garnitury od Armaniego, koszule od Hugo Bossa oraz buty od Gucciego. Nagle zobaczyłem na drzwiach inicjały M.Z. Zdecydowałem, że wybiorę coś z tej garderoby. Wyjściowe klapki, szary T-shirt i szarą bluzę.
Spojrzałem na wystającą spod koszulki metkę. Małymi literami było napisane:
MADE IN…
…Mat. . . . . . …Mark…
…Zy. . . . ……….Zuckerberg…
Stwierdziłem, że to awangardowy projektant mody, stosujący proste, nieszablonowe rozwiązania. Postanowiłem później sprawdzić go w Google Trends. Tak ubrany poszedłem na zebranie zarządu.
Okazało się, że nie tylko ja testowałem urządzenia przez ostatnie kilka godzin. Jeden z inżynierów Sundar Pichai przyleciał dronem pasażerskim. W sali konferencyjnej można było dostrzec wzmożony ruch przy automacie z kawą. Skorzystałem z chwili na luźną rozmowę. Popijając gorące kakao, pokazałem Sergey’owi trasę przejazdu, jaką pokonałem z domu.
On pokazał mi swoją, jaką zrobił po opuszczeniu wahadłowca Falcon 9.
Doszedłem do wniosku, że albo używamy tych samych aut, albo nasze aplikacje są hackowane. Po porównaniu obu map, co do jednego byliśmy zgodni. Ktoś musi zrównoważyć moc w Google. Jeszcze o tym nie wiedziałem, ale taka osoba była wśród nas.
W sali konferencyjnej spojrzałem na wszystkich. Atmosfera zrobiła się gęsta, prawie można było ją kroić nożem. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale czułem w kościach, że nie jest za dobrze. Złą wiadomość przekazał Eric Schmidt – człowiek, który wdrożył model biznesowy 70/20/10. Uznałem, że to coś poważnego.
Okazało się, że nie jesteśmy już właścicielami domeny google.com. Po chwili dotarło do mnie, że z komunikacją urządzeń był problem. Na mojej twarzy widoczne było lekkie zdziwienie. Krzyknąłem: NOOOOOOOOOOOOOO!
Z dalszych informacji wynikało, że jeden z byłych pracowników Google Vad Sanmay przechwycił domenę google.com. Nagle pomyślałem o tych wszystkich usługach, jakie były utrzymywane na google.com.
Po utracie tego wszystkiego, oczami wyobraźni widziałem małego grzyba atomowego, który burzy domki z kart.
Pomyślałem również o tych wszystkich specjalistach ds. pozycjonowania, jak wiele wysiłku i czasu wkładają w swoją pracę – w pozycjonowanie i optymalizacje stron klientów. Przecież to dla nich wdrażaliśmy algorytmy – Pandę i Pingwina. Pamiętałem również o naszych pracownikach i akcjonariuszach. Co będzie, jeśli wykres giełdowy nagle stanie nad przepaścią?
Czarne myśli ogarniały mój umysł. Czy to już koniec? Google kończy działalność? Wybieramy się na emigrację?
Spojrzałem jeszcze raz na Sergeya i wiedziałem, że to była ta chwila, w której musiałem wypowiedzieć te słowa, mimo iż znałem na nie odpowiedź.
Zapytałem: „Sergey, co my będziemy robić?”. A on spokojnie odpowiedział.
– „Dokładnie to samo co zawsze Larry, będziemy opanowywać świat i musimy odzyskać tę domenę.”
Znów zapisałem w pamięci cel do zrealizowania: Odzyskanie domeny google.com
Tylko jak odzyskać tę domenę? Czułem, jak zaczyna ogarniać mnie ciemna strona mocy. W głowie pojawiła się nazwa „Dexter”. Imię człowieka, który potrafił skutecznie pozbyć się każdego problemu. Omawiając z kimś problem, zawsze rozkładał za dużo folii. Jego pedantyczne podejście było dość irytujące. Mój umysł zadziałał na niego, jak współczynnik odrzuceń w Analyticsie, więc skreśliłem Dextera. Już chciałem użyć techniki pamięciowej, którą stosował Sherlock Holmes o nazwie „pokój rzymski”, lecz nie było na nią czasu. Przypomniałem sobie o szkoleniach Briana Tracy o prawie przyciągania, które mówi: „Zawsze przyciągasz do swojego życia ludzi, pomysły i środki, które harmonizują z Twoimi dominującymi myślami.” Skoncentrowałem się najmocniej, jak umiałem i po głębszych analizach stwierdziłem, że potrzebna jest osoba pokroju Michael’a Scofield’a. On zawsze potrafił nas wydostać z każdego bagna.
Nie musiałem długo czekać. W porę pojawił się Sundar Pichai, a właściwie Pichai Sundararajan. Nasz długoletni pracownik koncernu, 43-letni inżynier indyjskiego pochodzenia. Sergey i ja byliśmy bardzo podekscytowani, obserwując jego rozwój i poświęcenie dla firmy.
Sundar stanowczo stwierdził, że jest w stanie odzyskać domenę. Przyglądając się jego historii, trudno nie dojść do wniosku, że w tym przypadku (jak rzadko kiedy), odpowiedni człowiek znalazł się na odpowiednim miejscu. Powiedziałem głośno w porozumieniu z Sergeyem i zarządem, że jeżeli odzyska domenę, obejmie stanowisko CEO firmy Google. Te słowa mocno go zmotywowały i dało się zauważyć błysk w jego oczach.
Sundar natychmiast zaczął działać. Skontaktował się z Vadem Sanmay’em, ponieważ to on był w posiadaniu przechwyconej domeny. Po dość intensywnych negocjacjach Sundar zaproponował gratyfikację w postaci 6006,13 dolarów za odzyskanie domeny. Vad bardzo się ucieszył i powiedział, że zrobi z nią coś fajnego. Całą uzyskaną sumę przeznaczy na cele charytatywne, a konkretnie wspomoże indyjski ośrodek zajmujący się walką z problemem stresu po utracie domeny. Sundar, gdy to usłyszał, zdobył się na gest i podwoił kwotę. Przy okazji ośrodek był położony niedaleko jego rodzinnych stron w Indiach.
Dotarło do mnie, że kryzys minął i problem z odzyskaniem domeny został rozwiązany. Lecz emocjonalnie nadal czułem się zestresowany. Wpadłem na pomysł, że mogę spędzić trochę czasu w tym ośrodku w Indiach, o którym wspominał Vad. Poznam praktyczne sposoby na uwolnienie się od tego napięcia i przeciążenia. Osiągnę równowagę wewnętrzną i zapanuję nad umysłem oraz negatywnymi emocjami.
Ustawiłem cel do zrealizowania: Ośrodek w Indiach
Jak się tam dostać?
Jeszcze trzymała mnie trauma po trasie, jaką pokonałem autonomicznym samochodem, więc takie podróżowanie odpuściłem sobie.
Podświadomie ustawiłem kolejny cel do zrealizowania: Naprawić nawigację w mapach
Potrzebowałem kogoś, kto mnie zabierze do Indii. Wahadłowiec Falcon 9 właśnie wrócił z misji i był w naprawie. Pomyślałem i poczułem, że techniki przyciągania zaczynają działać nad wyraz skutecznie. Przede mną pojawił się BB-8. Ciągnął za sobą Hana Solo. Sergey nie wspominał, że przyjechali razem. BB-8 chciał nam coś przekazać, ale z tych pisków i trzasków droida nie można było wiele zrozumieć. W głowie usłyszałem głos – „Użyj mocy Larry”. Powinien raczej użyć właściwych fraz jak z planera słów kluczowych AdWords. Na pomoc wezwałem naszego googlowego tłumacza androida C-3PO. Dzięki niemu zrozumieliśmy, co chciał przekazać BB-8. Z tłumaczenia wynikało, że cały czas szukał statku Sokoła Millenium dla Hana Solo. Z tego powodu zhakował wszystkie samochody, które miały aparat na dachu. Z jego polecenia miały wydłużać trasy przejazdu i robić zdjęcia, gdzie popadnie. Lecz w jego oprogramowaniu z nieznanej przyczyny nastąpiło zwarcie i nie mógł wrócić do poprzednich ustawień. Wyświetlił obrazy zrobione przez Google Street View. Na jednym zdjęciu zrobionym w moim garażu przez aparat na dachu samochodu był Sokół Millenium. Zrozumiałem, że Han szukał swojego Sokoła po całej galaktyce. Przynajmniej użył takiego zwrotu.
– Jeśli odzyskam mojego Sokoła, zrobię dla ciebie wszystko Larry – powiedział Han Solo.
Mój cel podróży do Indii już się prawie ziścił. Tylko jak wrócić do domu, skoro nawigacja w mapach nie działa prawidłowo? Nie chciałem znów pokonywać tak długiej trasy. Do naprawy BB-8 wezwałem moich najlepszych stażystów – Leo Fitza i Jemmę Simmons. Określali siebie jako zespół FitzSimmons. Ciągle powtarzali, że są z wymiany studenckiej, a normalnie terminują w S.H.I.E.L.D. Pomyślałem, że to dobra nazwa na uniwersytet. Szczególnie, że mają tarczę w logo.
Zaczęli naprawę BB-8. Zauważyłem, że noszą ciekawe koszulki i bije od nich pozytywna jasna moc.
Wcześniej już widziałem podobny symbol. Zapytałem. „Skąd je macie?”. Odpowiedzieli, że wygrali w konkursie. Napisali sporo komentarzy pod wpisami na blogu blog.widzialni.pl. Szukali tam informacji o technologii. Z wiedzą uzyskaną po przeczytaniu artykułów pisanych przez wybitnych specjalistów, mogli rozwiązać liczne problemy. Między innymi dzięki temu dostali się na googlowy staż i naprawili BB-8, wymieniając przepalony układ scalony H1 w mapmakerze.
W głowie zapaliła mi się lampka – to było jak przebudzenie mocy. Czyżby ktoś dysponował lepszymi rozwiązaniami niż my? Wydałem pierwsze polecenie dla Sundara – nowego CEO firmy Google. Napisz do Widzialnych. Za wszelką cenę muszą być naszym partnerem – partnerem Google. Powinniśmy z nimi też ściślej współpracować. Zaprośmy ich do siedziby w Mountain View.
Gdy BB-8 został już naprawiony, razem z Hanem pojechaliśmy do mojego garażu autonomiczną ciężarówką. Wcześniej wręczyłem sałatkę ziemniaczaną Mattowi Damonowi. Jego też Sergey przywiózł do naszej siedziby. Po wręczeniu sałatki Matt wybuchł śmiechem. Zrozumiałem, że przez ostatnie pół roku hodował i jadł tylko ziemniaki na Marsie. Uznałem, że mogło to być dość monotoniczne.
W kokpicie Sokoła Millenium:
Han lecimy do Arkham – do tego ośrodka walki ze stresem po utracie domeny, a po drodze zatrzymamy się w Polsce konkretnie w Poznaniu, przy Limanowskiego 8. Słyszałem, że tam w Widzialnych robią dobre SEO i piją pyszne kakao. Może to oni powinni zrobić audyt dla naszej domeny google.com. Powiedziałem, planując kolejny cel do zrealizowania.
Powyższa historia została zmyślona, natomiast informacje o technologii, miejscach i osobach są prawdziwe … w większości 😉
Łe Panie! Mega dobre, czuje się jak w powieści s-fi. Lece tylko zamówić kakao i wracam do lektury!! Więcej takich tekstów poproszę.
Bartas, jeśli wykrzesam więcej mocy, to może powstanie coś na wzrór 2-giej części 😉
==
SEO Moc wielka jest, a ten wpis to tylko małe przebudzenie mocy było.
O stary, ale pojechałeś 😀
Mega fajnie się czytało – fantazja Cię poniosła 🙂
Michał, Twój komentarz to kolejny prawdziwy dowód uznania – dziękuję 😉
Tomek, dobre na viral! Gratulacje za dobry tekst! Wysyłaj do Larrego : ) Możesz zrobić kampanię AdWordsową na hasło Larry Page – póki co brak konkurencji : D
Piotr, Larry na pewno ucieszyłby się z takiej kampanii AdWords 😀