Dlaczego należy (raz na zawsze) odpuścić sobie frazy ogólne?

Temat wyboru odpowiednich słów kluczowych do pozycjonowania powraca co jakiś czas, pomimo tego, że mamy 2015 rok, a wiedza przeciętnego Kowalskiego o SEO powinna być z upływem każdego kolejnego miesiąca (przynajmniej teoretycznie) coraz większa. Jednak wciąż tak nie jest.
Dlaczego? Ciężko powiedzieć. Lata lecą, zmieniają się kolejne algorytmy i zmienia się samo Google, ale jest jedna rzecz na polskim rynku, która ani drgnie. Jaka? Ciągłe zamiłowanie większości klientów do fraz ogólnych.
Jako handlowiec często spotykam się z osobami potencjalnie zainteresowanymi pozycjonowaniem swoich stron internetowych, które (wydawać by się mogło) są zorientowane w temacie własnego biznesu i wiedzą, po jakich słowach kluczowych potencjalny Klient powinien ich znaleźć w sieci. Jednak po przesłaniu przez nich swoich typów fraz do wyceny, niejednokrotnie otwieram oczy ze zdumienia, widząc zestawy słów, które byłyby w SEO dobre 10 lat temu…
Co wpisujesz do Google’a?
Przykłady fraz wymyślonych przez klientów? Opony, nieruchomości, części zamienne, buty męskie/damskie, obuwie, itp. itd. czyli same klasyki. Co ciekawe, przeważająca większość klientów, pytana o to, czy w taki sam sposób szukają po godzinach pracy towarów/usług w Google odpowiada „nie”.
Skąd zatem to ciągłe przywiązanie do fraz ogólnych? Po części na pewno wynika ono z faktu, że przez wiele lat SEO „robiło się” w ten sposób, na zasadzie: wybieramy 10 haseł i do dzieła. Duża część klientów przyzwyczaiła się do tego stanu rzeczy i patrzą na teraźniejszą sytuację przez pryzmat tamtych lat.
Jak więc zmienić ich sposób myślenia? W rozmowach z potencjalnymi klientami staram się kierować twardymi faktami i logicznymi argumentami. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na to, że według danych Google na 2014 rok, przeciętne zapytanie do wyszukiwarki miało 4,29 słów, a 15% wszystkich dziennych zapytań pojawiało się tam po raz pierwszy. Wniosek? Frazy ogólne odeszły do lamusa i nie powrócą w glorii chwały.
Nie marnuj czasu ani pieniędzy
Przyczyna? Rosnąca świadomość internautów wymuszona w dużej mierze szybkim rozrostem internetu w ostatniej dekadzie. „Time is money” jak mawiają kapitaliści i tracenie go na „przekopywanie się” przez miliony witryn, w celu znalezienia pożądanego towaru/usługi, nie może trwać w nieskończoność. Internauta kieruje konkretne zapytanie, a zadaniem Google jest wyświetlić najbardziej konkretne wyniki, które tematycznie nawiązują treścią do jego pytania.
Druga kwestia to wczucie się w rolę internauty – zawsze staram się niejako zmusić klienta do wejścia na chwilę w skórę przeciętnego użytkownika (którym przecież sam jest, bo także korzysta z internetu). Bazuję zatem na najbardziej logicznych i oczywistych przykładach, zadając pytania w stylu: „Czy chcąc kupić telewizor przez internet, wpisze pan w Google frazę typu „telewizor lcd”, czy może „telewizor lg led 50 cali?”
Taka retoryka pomaga i klient zaczyna zauważać, że „coś w tym jest”. Idę zatem za ciosem z kolejną serią pytań: „Czy nie uważa pan, że chcąc pozycjonować sklep internetowy z ofertą na 10 tys. produktów ograniczanie się do 20 fraz ogólnych to wykorzystywanie 1% jego potencjału?”
Kiedy klient zaczyna się ze mną zgadzać, przechodzę do następnych argumentów, m.in. do faktu, że frazy ogólne, po ostatnich zmianach w SEO, są bardzo ciężkie do wypozycjonowania, a co za tym idzie – bardzo drogie. Na efekty trzeba czasem czekać kilkanaście miesięcy lub nawet kilka lat. Zdarza się również, że i po tak długim czasie, one dalej nie przychodzą. Strona przez ten czas stoi w miejscu, mamy więc do czynienia ze stagnacją biznesu Klienta.
Zastanówmy się, czy nie lepiej zacząć SEO od większej puli konkretnych wyrażeń, które dużo szybciej zaczną nam generować odwiedziny internautów, aniżeli czekać z założonymi rękami, aż dobry Wujek Google wpuści nas łaskawie do Top 10 na hasło „nieruchomości warszawa”.
Frazy kluczowe, które sprzedają
Powiedzmy sobie jasno: frazy ogólne nie są tymi, które generują sprzedaż. Wiedzą o tym pracownicy działów marketingowych, ale wciąż nie do końca zdają sobie z tego sprawę właściciele biznesów. Wystarczy rzucić okiem na dane w Google Analytics, aby przekonać się, że konwersja po tego typu frazach, delikatnie mówiąc, nie rzuca na kolana.
Co gorsza, frazy ogólne przynoszą przeważnie słaby, nie zdefiniowany ruch. Trudno bowiem oszacować, co użytkownik miał na myśli, trafiając do nas po haśle „buty męskie” – czy chodziło mu o buty sportowe, czy może wyjściowe? Jaki rozmiar i marka obuwia go interesuje oraz, co najważniejsze: czy posiadamy takowy model w naszym sklepie? Nie powinno zatem nikogo dziwić, że tego typu wyrażenia przynoszą nam sporą liczbę „pustych wejść” (użytkownik pojawia się na stronie i chwilę potem ją opuszcza) i przekładają się w dość marnym stopniu na sprzedaż.
Każdy właściciel biznesu powinien zatem odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: wolisz mieć duży ruch słabej jakości i niską sprzedaż, czy bardziej sprofilowany ruch o nieco mniejszym wolumenie, który generuje zyski? Jeśli interesuje cię wyłącznie opcja numer 2, radzę finalnie zrezygnować z ogólnych wyrażeń, które nie zapewniają wymiernych korzyści w stosunku do ceny i czasu, jaki trzeba poświęcić na ich pozycjonowanie.
Z biznesowego punktu widzenia zawsze lepiej jest kierować swoją ofertę do konkretnego klienta, zdecydowanego na natychmiastowy zakup danego produktu/usługi, zamiast skupiać się na potencjalnych odbiorcach, którzy sami nie wiedzą, czego szukają.
Jeśli Twój biznes ma przetrwać i dalej się rozwijać, radzę wziąć sobie do serca fakty i twarde dane Google oraz pogodzić się z rzeczywistością – czas fraz ogólnych dobiegł końca. Im szybciej sobie to uświadomimy, tym lepiej dla naszej internetowej działalności.